poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Nowy - Rozdział 2


Hejcia!!! Wybaczcie za tak długą przerwę. Niestety nowa szkoła, do tego w nowym mieście i mieszkanie w internacie. Bez dostępu do internetu. Jest naprawdę straszne :-(
No, ale powróciłam z nową weną i siłą. Stwierdzając, że się nie dam i będę pisać. A więc na przeprosiny, o to nowy rozdział. Miłego czytania i Wesołych (spóźnionych) Świąt Wam życzę :-P


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Gdy wyszedłem poza teren szkoły, jak najszybciej pognałem do domu. Już po chwili byłem w stanie zaobserwować ten oto cudowny budynek. Wszedłem do środka, zdjąłem buty i pobiegłem na górę. Olałem krzyki matki, nie wiem co kobiecina znowu chciała, ale na pewno nic ważnego. Wleciałem do swojego pokoju, zwaliłem wszystkie ciuchy z łóżka i wyciągnąłem słuchawki z odtwarzaczem muzyki. Leżałem wsłuchując się w rytm muzyki, ale nie mogłem się od prężyć, bo moje myśli zajmował pewien szarowłosy chłopak. Muszę skądś go znać, kogoś takiego się nie zapomina... A no tak, zapomniałem, jestem jebanym odstępstwem od normy. Nie pamiętam niczego sprzed roku. Miałem wypadek motocyklowy, jedyne co sobie przypominam to to, że miałem mega doła, padał deszcz, ulica była ślizga, a ja zbyt szybko jechałem. Nie wyrobiłem na zakręcie. Wylądowałem w rowie. Pamiętam jeszcze dźwięk syreny nad jeżdzającej karetki. Potem tylko ciemność. Musiałem stracić przytomność. Jak się obudziłem znajdowałem się w szpitalu na oddziale intensywnej terapi, podobno byłem nieprzytomny przez 2 tygodnie. Lekarze się do tej pory dziwią, że skończyło się "tylko" połamanymi kośćmi i amnezją, bo przecież mogłem zginąć. Nawet łyżką wody można się utopić, wszyscy ludzie powinni być szczęśliwi, że jeszcze są na tym świecie. Od tamtego zdarzenia już nigdy nie wsiadłem na motor, mimo że jak maniak dbam o ten który stoi w garażu. To ten sam z wypadku, chcieli go sprzedać na złom, ale nie pozwoliłem im tego zrobić. Coś mi nie pozwalało, do tej pory mam nadzieje, że jeszcze kiedyś nim pojadę. Po całym tym wydarzeniu zajęło mi pół roku, by jakoś tako funkcjonować w społeczeństwie, ale wiem, że coś jest nie tak. Zapomniałem o czymś bardzo ważnym i mam wrażenie, że ten cały Yuu ma z tym coś wspólnego. Jeszcze się tego dowiem, nie wiem jak, ale coś wymyślę... przez te wszystkie rozmyślania zrobiłem się jakoś dziwnie zmęczony. Nim się obejrzałem, mój umysł owiała mgiełka zmęczenia, oczy same się zamknęły. A ja pofrunąłem do krainy morfeusza.                  

 

-Kaito wstawaj!!  Kaito Nishida, Lepiej zwlecz te zwłoki ze swojego łóżka, bo odinstaluje wszystkie gry z komputera!- oto potworzyca zwana moją matką. Co ranek to samo, groźby i terror. Lepiej się jej posłucham, bo wszystko możliwe, wcale nie byłbym zdziwiony, gdyby naprawdę to zrobiła. Jeszcze z zamkniętymi oczyma wstałem i wyczołgałem się z mojej jaskini zwanej pokojem. Z ciężkim sercem zszedłem na dół do kuchni. Na czuja w połowie nieprzytomny wziąłem miskę, mleko i płatki musli. I zacząłem się na spokojnie posilać. W tym momencie do pomieszczenia weszła istota budząca mnie co ranek.

- Hej mamo..- już obudzony odezwałem się pierwszy, bo przecież tego wymaga kultura.

-Cześć słonko, już wstałeś?- Jak ja kocham jej huśtawki nastroju  i te głupie pytania, jakby sama nie wiedziała, że przecież już nie śpię. Ale dla bezpieczeństwa pokiwałem twierdząco głową, nie wiadomo co może zrobić. Już bez zbędnych pytań i rozmów szybko zjadłem śniadanie i poszedłem szykować się do szkoły. Po niespełna pół godziny, prysznicu i spakowaniu plecaka byłem gotowy wyruszyć do budynku więziennego, który zdrobniale nazywany jest szkołą. A dokładniej do najlepszej placówki w całym mieście dla wybitnie uzdolnionych w różnych kierunkach. Nie chciałem tam iść, to rodzice podstępem złożyli mi tam papiery, a trudno z moimi wynikami się tam nie dostać. Przecież jakoś specjalnie głupi to nie jestem, a IQ też mam dość wysokie. Tylko jakoś tak się tym nie chwale, bo po co, nic z tego bym nie miał. Najzwyczajniej w świecie tam siedzę i jakoś nie muszę wkuwać w przeciwieństwie do większości osób. Wyniki i tak mam jedne z najlepszych, wiec co mam robić. A dopóki nie przeszkadzam i trzymam średnią nie czepiają się do mnie. Te właśnie rozmyślenia przerwał mi pewien krzyk za mną. Odwróciłem się i zauważyłem kolesia. Kumpel od fajki, na pozór w tej szkole jest kilku takich jak ja, są bo są. Próbują żyć jak normalne nastolatki. Palą, piją i imprezują nie którzy nawet czasem biorą coś mocniejszego, ale nie ja co jak co ale na tyle rozumu to mi pety nie wypaliły jeszcze.

-Ileż można za tobą biec, pędzisz jakby cię coś goniło. Byłeś zapalić?- mówił zziajany

-Jeszcze nie, ale możemy iść. A co do mojego chodzenia to ty masz po prostu kiepską kondycję.- Taak, kocham to, jeden z normalnych osób w tej budzie. Nic dziwnego, że się z nim trzymam. No może jest w innej klasie, ale jakoś nam to nie przeszkadza. To jego ostatni rok w tej szkole. I z kim później będę przed szkołą palić? Z nim mi się najlepiej gada, inni też są spoko, ale to nie to samo. Mu mogę powiedzieć o wszystkim, jako jedyny wie o mojej orientacji, no oprócz moich starych, oni podobno dowiedzieli się 3 lata temu, ale tego nie pamiętam. A Tadashi, bo tak się nazywa ten koleś, sam się dowiedział po tym jak przyłapał mnie w jakimś ciemnym zaułku jak obściskiwałem się z pewnym kolesiem. Z początku był troszkę zdziwiony, bo kilka godzin wcześniej widział jak robię to samo z jakaś laską, ale wszystko wyjaśniłem. Rozumie to i nie ma nic przeciwko, że jestem Bi. On jest zatwardziałym heterykim, ale tolerancyjnym. Jest wysokim, przeciętnej budowy, ale za to nieziemsko przystojnym brunetem. Ma brązowe oczy i ciemna karnacją. A z charakteru jest zajebisty. Ale wracając do tematu. Udaliśmy się za sklep w pobliżu szkoły, nie żebyśmy się jakoś specjalnie kryli, ale tak żeby żaden z nauczycieli nas nie zobaczył. Paliliśmy rozmawiając, w połowie fajki doszła do nas jego dziewczyna Sabina. Przyjechała z Anglii, przenieśli tu jej ojca wiec spakowała się i pojechała z nim. Matka nie mieszka z nimi. Rozwiedli się już dawno, nie utrzymują zbyt ciepłych stosunków. Sabina również była okej, lubię ją, oczywiście tak jak można lubić dziewczynę najlepszego kumpla nic poza tym. Jak co ranek zabrała mi z paczki dwie fajki, jedną na teraz, a drugą, by miała na później. Nie przeszkadza mi to, się chyba przyzwyczaiłem, podobno człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. Gdy już wszyscy skończyli karmić swojego raka płuc ruszyliśmy dalej w stroną szkoły. Jak zawsze się wygłupialiśmy i śmieliśmy. W momencie gdy przekroczyłem mury otaczające szkole ujrzałem go. Przestałem się śmiać, a moje oczy podążały jedynie za nim. Byłem jak za hipnotyzowany, nic nie mogło mnie wyrwać z tego stanu letargu. Yuu wyglądał cudownie, miał na sobie średnio obcisłe rurki, czerwone trampki za kostkę biały podkoszulek na ramiączka, a na nim rozpiętą koszule. W tej szkole nie ma mundurków, no bo po co? I tak ci od profili artystycznych oraz wszystkie dziewczyny w szkole by je przerobili, bo nie wytrzymają przecież w takim samym stroju. Jego szare włosy wyróżniały się na tle wszystkiego, jest wyjątkowy, serce mi przez niego bije z zawrotną szybkością, mózg się wyłączył i stracił panowanie nad ciałem. Nie mogłem robić nic innego niż gapienie się na niego jak sroka w gnat. Gdy miał już przekroczyć drzwi szkoły odwrócił się do mnie i słodko uśmiechnął. Odwróciłem wzrok. Oniemiałem, czy on przez cały czas wiedział, że się na niego lampie? O nie! tylko nie to, a jeśli teraz ma mnie za jakiegoś chorego zboczeńca? A co mi tam i tak to mi nie robi różnicy, bo na pewno jest HETERO, chłopie opamiętaj się, nie masz u niego szans. Gdy ponownie spojrzałem w tamtym kierunku już go tam nie było, od razu wróciłem do realnego świata. Przede mną stał Tadashi machał rękoma i robił głupie miny, chyba chciał zwrócić moją uwagę. Sabina już lała po nogach ze śmiechu, o nie ja z nimi nie wytrzymam.

- O nasz Kaito się ocknął-  zauważył trzecioklasista.

- I coś mi się wydaję, że największy host w szkole się zakochał. No kruszynko, czy to był tamten słodziak z szarymi włosami?- momentalnie spaliłem pokazowego buraka

- Nie zakochałem się!!- krzyknąłem chyba na pół szkoły, no a co? niech wszyscy wiedzą, że jestem do wzięcia. To że od kiedy poznałem tego chłopaka nie mogę przestać o nim myśleć, nie świadczy o tym, że się w nim od razu zakochałem. A jeśli tak? Co teraz zrobię? To będzie tylko jednostronna miłość, nie przeżyję tego.

- Jasne, tak sobie wmawiaj, a miłość i tak cię dopadnie. O to się  nie bój- ponownie zostałem brutalnie wyrwany z rozmyślań. tym razem przez dziewczynę. Niestety nie zdążyłem jej odpyskować, bo zabrzmiał dzwonek na lekcję. Poszliśmy do szkoły, Sabina zaraz po przekroczeniu jej progu się z nami pożegnała i pobiegła na w-f. Zostałem sam na sam z jedyną osobą, która wyciągnie ze mnie wszystko, a ja nawet się o tym nie skapnę.

-No wiec... Ja już może pójdę...- już próbowałem zrobić taktyczny odwrót, gdy ktoś mnie nagle złapał za koszulkę.

-Nie tak szybko, mi nie uciekniesz. Idziemy w tym samym kierunku mały. Gadaj jak na spowiedzi u księdza. Co to za nowy, nigdy wcześniej go tu nie widziałem i co was łączy?- no i zaczęło się. I znowu spaliłem cegłę. Może jakoś się z tego wyplączę.

-No... bo ten... to jest... Yuu, Nowy koleś z mojej klasy, nic mnie z nim nie łączy, po prostu przyszedł i jakoś mi tak dziwnie przy nim. Mam wrażenie, że go skądś znam, ale przecież przez ten jebany wypadek nic nie pamiętam!!- na koniec to już krzyczałem, nie wiem co się ze mną dzieję, nigdy tak nie miałem. W tym momencie sapałem jak zboczeniec, ale zrobiło mi się jakoś lżej. Na koniec jeszcze dodałem- Proszę, pomóż mi jakoś.- Chłopak mnie po przyjacielsku objął ramieniem

-Chłopie wkopałeś się, miałem tak samo z Sabiną, ale damy radę. Po prostu się zakochałeś- odprowadził mnie pod samą klasę, pożegnałem się z nim i wszedłem do środka, lekcja już trwała, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Prawie nikt, para zielonych oczu wgapiała się we mnie intensywnie. Ich właściciel siedział w mojej ławce. Poszedłem w tym kierunku, serce znowu mi biło niemiłosiernie. Siadłem zaraz obok niego. Dalej się na mnie patrzył.

- Siema- postanowiłem się przywitać pierwszy.

-Hej- jak on się słodko rumieni, chwila... rumieni? to znaczy że być może mam u niego jakieś szansę. Nie, koleś uspokój się, nad interpretujesz to. Po prostu mu gorąco. Gdy ponownie spojrzałem na chłopaka znowu coś rysował w tym samym notatniku co wczoraj. Wyjąłem swój zeszyt otworzyłem go i postanowiłem się spytać

-Co piszemy?- pewnie i tak nie wie, bo ma ciekawsze zajęcie z tego co widzę, a ja nie mam i tak zamiaru pisać, ale zawsze warto zagadnąć, bez względu na to, jakie to głupie.

-Nie wiem, chyba temat. Nie piszę notatek- myślałem że się nie odezwie, wyglądał tak uroczo, gdy jest skupiony nad tym swoim zeszytem.

-Aha, spoko, dzięki za dobre chęci.- spojrzał na mnie i znowu się uśmiechnął tak jak przed wejściem do szkoły.

-A co tam rysujesz?- zagadnąłem ponownie.

-Takie tam bzdety, nic ważnego. To nie jest warte uwagi- powiedział rumieniąc się.

-No pokarz nie bądź taki no- odwrócił wzrok przed moim spojrzeniem. Podsunął zeszyt w moją stronę. Wziąłem go do rąk, zacząłem kartkować, to co tam zobaczyłem było cudowne. Jego prace były niesamowite, pełne głębi i realizmu. Jak zdjęcia, gdy obejrzałem już wszystko dokładnie ponownie odwróciłem się w jego stronę. Patrzyłem na niego z zachwytem.

-To jest cudowne, nigdy czegoś takiego nie widziałem- zacząłem wychwalać go, nie przesadzałem te pracę naprawdę takie były.

-Wcale nie, to są tylko takie bazgroły, nic wielkiego. Każdy tak potrafi.- Mówiąc to spalił takiego buraka koloru dojrzałego pomidora. Był uroczy.

- O nie mój drogi, to jest coś niezwykłego. Masz talent, mało kto tak rysuje. Ja nawet kwadratu nie umiem dobrze narysować, a co dopiero to co ty tu masz- pomachałem mu notatnikiem przed nosem. Już nic nie powiedział tylko delikatnie się uśmiechnął dalej odwracając ode mnie spojrzenie swoich intensywnie zielonych oczu. Do końca lekcji siedzieliśmy już w ciszy, on zajęty rysowaniem, a ja przyglądaniem się temu. Gdy już brałem torbę spod ławki, by wyjść z jednej sali tortur i skierować się do drugiej. Coś pociągneło mnie za rękaw bluzy, delikatnie, prawie nie zauważalnie. Spojrzałem się na osobę która to zrobiła, był to nie kto inny jak Yuu.

-Możemy porozmawiać?- był tak czerwony jak jego buty. Byłem zdziwiony, nie... wiedziałem co powiedzieć, ale byłem w zbyt dużym szoku- przepraszam, nie powinienem pytać- chłopak momentalnie mnie puścił i odwracał się by pójść, ale szybko go powstrzymałem łapiąc za nadgarstek

-Z chęcią porozmawiam- uśmiechnąłem się uwodzicielsko. Wyszliśmy wspólnie z klasy, nie puszczałem dalej jego nadgarstka. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Ja prowadziłem, bo przecież on jeszcze nie zna szkoły. Otworzyłem drzwi kluczem, który sobie podrobiłem. Gdy już się za nimi znaleźliśmy zamknąłem je ponownie, by nikt nam nie przeszkadzał. Staliśmy tak przez chwile

-No to o czym chciałeś porozmawiać- Nie żeby przeszkadzała mi ta cisza między nami, ale widziałem, że chłopak się męczy, mimo, że było to słodkie to mu było ciężko, postanowiłem przerwać te katuszę. Jeszcze chwilę cierpliwie czekałem aż się pozbiera.

-Chciałbym się spytać- dalej na mnie nie patrzył- czy mógłbyś mi za pozować do aktu?- spojrzał się na mnie z zacięciem, ale dalej był zawstydzony, widać to było po tych zarumienionych policzkach. Z początku mnie zaskoczył, ale przecież nie mogę mu odmówić

- Oczywiście, nie ma problemu, przecież to nic takiego- spojrzałem się na niego z ciepłym uśmiechem, muszę o niego dbać, bo mi tu zaraz zemdleje, nie wiem o co chodzi tak dokładnie z tym aktem. Nie interesuje mnie to, więc nie wiem o co chodzi, ale to nie może być nic strasznego. Chłopak szybko odwrócił wzrok i był mega zaczerwieniony. No trudno. W momencie, gdy chciałem się spytać o co chodzi z tym całym aktem zabrzmiał dzwonek, poszliśmy na lekcje. Znowu siedliśmy koło siebie. Odwróciłem się do niego

-No to kiedy i gdzie?- oderwał się od swojego zeszytu, nawet nie wiem, kiedy go wyciągnął

-W ten piątek u mnie o 18, może być?- spytał się uroczo

- Jasne tylko nie wiem, gdzie mieszkasz

- A no tak, jasne już ci daje adres.- napisał coś na karteczce i dał mi ją. Przez moment nasze palce się stykały, a mnie przeszedł prąd o natężeniu 220V. Szybko to jednak minęło. Przestraszony szarowłosy szybko zabrał swoją dłoń. Jeszcze tylko wymieniliśmy się swoimi numerami telefonów, tak na wszelki wypadek oczywiście, bo przecież nie będę do niego wydzwaniał z byle pretekstem tylko po to, by sprawdzić co robi. Do końca zajęć lekcyjnych jeszcze dużo rozmawialiśmy, okazało się, że mimo wszystko mamy o czym rozmawiać. Zabrzmiał dzwonek, a cała szara masa wyczołgała się ze szkoły, no może prawie cała, ci co byli na kierunkach artystycznych lub jakiś takich musieli zostawać na zajęciach dodatkowych ze swoich przedmiotów. Więc odprowadzenie Yuu do domu nie wchodziło w grę i co z tego że mieszka w przeciwną stronę niż ja i tak bym to zrobił. Wróciłem do budynku w którym mnie matka zameldowała i robiłem dokładnie to samo co wczoraj, identycznie się to również skończyło. Ale jakoś tym razem się odprężyłem myśląc o tych dużych, zielonych oczach.